DOUME Misja w Kamerunie
Aktualnosci O nas Adopcja serca Wolontariat Akcja GAPO Galeria Forum Kontakt

 
Aktualnosci
<<< Następne
1-01-1970 01:00
Słabe zdjęcie..
.. Słaba historia..


Ot, kolega misjonarz ściąga mnie z mojej drogi, bo samochód odmówił posłuszeństwa.
A tak naprawdę jest to poważna awaria która unieruchomi pojazd na długi czas..

Cóż, nic nowego..
Samochody, jak wszystko inne, się psują.

To co w tej historii jest jednak trudne, to fakt, że pojechałem po rury do studni dla jednej wioski, która poprosiła mnie o pomoc, bo mają problemy z dostępem do wody.
Samochód popsuł się 5 minut po przekazaniu rur.

A problemy z nim zaczęły się wtedy, kiedy zdecydowałem się odwieźć pod sam dom chorego, którego nie można było nawet dotknąć, przenieść, nie mówiąc o chodzeniu. Tak bardzo był obolały..

Gdybym został na drodze, nie miałbym dzisiaj problemów...

Samochód służy jako karetka, ostatnio wiozlem nim zmarłego. Wożę piach, kamienie, cement na kaplicę czy studnie.. Etc.
Znowu będzie trudniej.

Prozaiczna historia. Nie wzrusza jak los głodnych dzieci.
Ale jak o wiele trudniej pomóc potrzebującym bez środka lokomocji..

:: komentarzy ::Skomentuj

26-09-2014 20:15
Biali mają zegarki… …a my mamy czas.
Mówią, że Afrykańczycy tak mówią.
Mówią.
Ci, którzy znają ten tekst…

Jeszcze kilka lat temu, kiedy wybijała godzina szósta, dzwoniłem w moją felgę (czytaj: dzwon) i o szóstej trzydzieści stawałem gotowy do Mszy św. – czy by się świat walił czy palił.

Dwa dni temu padało całą noc i o szóstej nadal lało.
Tym razem nie poszedłem dzwonić. Mówię sobie, że i tak nie usłyszą mojego dzwonu.

Hmm, zastanowiłem się nad tą moją zmianą…

Zadzwoniłem wieczorem. Przyszli.

Dzisiaj rano – podobny scenariusz.
I znów nie zadzwoniłem. Mówię sobie: zadzwonię wieczorem.

Tyle tylko, że na kilka minut przed wieczornym dzwonem – znowu zaczęło lać (w końcu to pełnia pory deszczowej). No to, myślę sobie. Chyba pomodlę się sam.
Zadzwoniłem, jak trochę ucichło. Ale potem znowu się rozszalało.

Patrzę – a tu mój najwierniejszy ministrant przybiegł w mokrej koszulce. Ok. Będzie nas dwóch. A pod koniec Mszy…

Nie mogłem odmówić sobie radości zrobienia tego zdjęcia.
Jeszcze pachnie chemikaliami. A ja teraz z termoforem (z Polski), z rumiankiem (ze sklepu) dogrzewam stare kości i piszę (na ciepło? Na zimno?) ten tekst, chwytając internet, który przychodzi na falach, ale i jak fale, przychodzi-odchodzi…

Niby banalna historia. Ale chciałem wam ją opowiedzieć.

::4 komentarze ::Skomentuj

14-09-2014 18:53
Aïcha

Dosyć już chyba napatrzyliście się na czapkę i szalik poniżej...

Dzisiaj przedstawiam wam Aichę (czyt.oczywiście Aiszę, tak jak imię żony Mahometa).
Aicha jest muzułmanką. Rodzice pochodzą z Nigru, a mieszkają w Doumaintang.

Ostatnio dużo się pisze o muzułmanach, nawet przerażające i niestety prawdziwe rzeczy.

A tymczasem Aicha, kiedy na przykład idę kupić cztery bułki, czasem wkłada mi do torby pięć.
Bezinteresownie.
Z życzliwości.
I z uśmiechem.
(Na razie) żyjemy naprawdę dobrze. Jej młodszy brat, Tajdu, jest moim dobrym kumplem, bardzo lubi cukierki, szczególnie z Polski.

Obyśmy nie musieli testować naszej przyjaźni tak, jak się to dzieje w innych częściach świata, a nawet na północy Kamerunu.

::0 komentarzy ::Skomentuj

24-08-2014 06:01
Sypiemy się cd

Kto?
Ja i mój samochód.

Nie nie, to zdjęcie nie zostało zrobione w Skandynawii. Od powrotu do Afryki prawie nie rozstaję się z polarem, szalikiem i czapką (wszystko dotarło desantem z Polski). W dzień i noc.
Fantastyczne klimaty.

Motocykl nie mój. Musiałem pożyczyć, by dojechać do młodzieży, zgromadzonej w jednej z kaplic. Wczoraj nocą wracałem samochodem bez hamulców, chłodzenia itp.
Pękły paski.
A niedawno je zmieniałem. Kupiłem nowe, oryginalne, które, jak się okazuje, były *bardzo oryginalne*.

::0 komentarzy ::Skomentuj

13-08-2014 21:24
Starzejemy się Mówią, że po nas tego nie widać, tylko po dzieciach.
Właśnie jedna z moich (adoptowanych) pociech przysłała mi kilka zdjęć internetem.
Adopcja kojarzy się często z małymi, zagłodzonymi dziećmi, a tymczasem ja mogę się właście z dumą pochwalić moim wyrośniętym już adoptowanym chłopakiem, studentem medycyny, który przesyła mi zdjęcia ze swojego stażu w szpitalu.

Oby jak najwięcej takich zdjęć. I pociech.

::1 komentarz ::Skomentuj

28-07-2014 22:13
4h10 Pozostał do pokonania ostatni odcinek, by dotrzeć do właściwej misji: 48km. Z różnych powodów musiałem się tam wybrać dopiero wieczorem, po 19.
Już po pierwszych śliskich kilometrach wiedziałem, że nie dojadę szybko.
A po 18 km ujrzałem to:


Właściwie, gdy tylko zobaczyłem, co się dzieje, zacząłem już w myślach przygotowywać się do noclegu w samochodzie.
Samochód (jaki samochód zresztą, to było to, co zostało z samochodu) który utknął przede mną, nie miał hamulca, miał za to problemy z odpaleniem. Zablokował całą (śliską) drogę. Najczęściej w takich sytuacjach podpinamy linę i ciągniemy. Tak też zrobiliśmy i tym razem. Dodatkowo chłopaki pchali. Ale ponieważ byłem na zjeździe i wpadłem w śliskie koleiny, miałem trudności z cofnięciem pod górkę nawet sam, bez obciążenia. Chłopaki próbowali ręcznie usunąć sprzęt, by zrobić przejazd. Niestety.

Po godzinie podjechał inny samochód, z drugiej strony i po kolejnych 20 minutach udało się ustawić trupa w rowie.
Podkopaliśmy trochę koleiny i cudem udało mi się przecisnąć obok 2 kolegów.
Zabrałem jeszcze na pakę matkę z 2 dzieci (w tym niemowlak na plecach) i w drogę.


Po 12 km...Puf. Samochód wpadł jednym kołem w dół tak wielki, że nie było szans wyjechać o własnych siłach.
Matka dwójki dzieci zeskoczyła, by pchać. Sama nie dała rady. Ktoś jeszcze się dołączył i…. przy smrodzie sprzęgła wyskoczyłem.

Po kolejnych 10 km zostawiłem matkę z dziećmi w jej wiosce.
Uff. Jeszcze tylko 8 km.
Aż tu nagle….na stromym podjeździe widzę przed sobą światła stojącego przede mną pojazdu.

Podjechałem…pytam co się stało. Ciężarówka, obciążona do granic możliwości bananami nie dała rady wspiąć się na to jedno z bardziej stromych wzniesień na całej drodze. Mieli zamiar obudzić chłopaków ze wsi rano. Ok, mówię, idę spać.
Zbliżała się 23.
Z drugiej strony podjechał inny chętny, by przejechać. Zobaczywszy, co się dzieje, wszczął awanturę, pani z samochodu nie dała za wygraną, i odgryzała się coraz głośniej. Zjechałem trochę niżej górki, by lepiej mi się spało.

W końcu jednak (może ze względu >na białego< ) ci z ciężarówki poszli obudzić chłopaków ze wsi, którzy zaczęli rozładowywać banany. Co jakiś czas szofer próbował ruszyć. Z pracy silnika wywnioskowałem, że najprawdopodobniej nie miał (przynajmniej) jedynki…
Po którejś próbie i po kolejnym rozładowanym ciężarze wreszcie moja przeszkoda ruszyła z miejsca.
Tak więc nici ze spania na drodze. Po 4 godz. 10 min. podróży pokonałem wreszcie moje 48km.

::0 komentarzy ::Skomentuj

Poprzednie >>>


Zapraszamy do galerii:




PLN
EUR
USD
>

Czy wiesz że....

...Czy wiesz, że Polska mogła mieć kolonię w Kamerunie?

Zalazek polskiej kolonii w Kamerunie powstał w 1882 roku za sprawš polskiego podroznika i badacza Afryki, Stefana Szolca-Rogozińskiego. Spedzil on w Afryce ponad dwa lata. W 1884 r. otrzymał od tamtejszych klanów ziemię i założył polska kolonię, która miała powierzchnię zaledwie 30 kilometrów kwadratowych. Niestety kilka miesięcy pózniej, przybyli na te tereny Niemcy i Anglicy. Niemcy zaczęli w ekspresowym tempie podpisywać z tubylcami +traktaty+ i przejmować ich ziemię. Rogoziński oddal polskš kolonię pod protektorat brytyjski. Powrócil do kraju, przekazujšc kolekcje etnograficzne muzeum krakowskiemu, a antropologiczne Akademii Umiejętnosci w Warszawie. W 1885 r.zginał w Paryżu pod kołami omnibusa.
Jesli masz propozycję, sugestię, zapytanie itp.
napisz poniżej...
Napisz swój adres email, jesli chcesz otrzymywać najnowsze informacje...
 

EMO
odwiedzin od 3.2.2006