DOUME Misja w Kamerunie
Aktualnosci O nas Adopcja serca Wolontariat Akcja GAPO Galeria Forum Kontakt

 
Aktualnosci
23-10-2012 09:55
Pod kroplówką ...nie, ja nie o tym, o czym myślicie. Ale do rzeczy.
*
Często otrzymuję pytanie: jak wygląda mój dzień. Opiszę więc (po części) moje ostatnie 2 dni...
Niedziela zaczęła się spokojnie. Po pierwszej Mszy pojechałem do wioski oddalonej o ponad 20km, gdzie miało miejsce parafialne spotkanie dzieci. Było ich ponad 100. Najodważniejsze przyszły ponad 30km pieszo.
Kiedy dojechałem, poinformowano mnie, że 11 letnia Brenda jest b.chora. Co robić? Trzeba ją zawieźć do ośrodka zdrowia (15km). Pojechaliśmy, podczas kiedy pozostała dzieciarnia czekała. Na szczęście pielęgniarz był na miejscu. Goraczka też - niestety - była na miejscu: 40,3. Zastrzyk, kroplówka, chinina (brr). Zostawiłem Brendę pod opieką i wróciłem.
Po Mszy i po spotkaniach - kwestia powrotu. Nie licząc tych, którzy mieli do przejścia tylko 5-10km, pozostały 74 osoby. Szybka decyzja - wsiadają najmłodsi, starsi - powrót pieszo.
Wsiadło prawie 30 osób (nie, nie mam autobusu, ale mam sposoby na upchnięcie). Po drodze podeszczowa ślizgawka, przystanek przy ośrodku : Brenda ma się lepiej. Dojechaliśmy prawie do końca. Zdecydowałem, że ci najbardziej oddaleni przejdą jednak pozostałe 8km (nikt nie narzekał), a ja wrócę po resztę. Żal mi było tego ludu.
Tyle, że bak był już prawie pusty. Znalazłem jakiś bidon z ropą i dolałem.
Ruszam. Po 2 km czuje, że samochód zwalnia, aż wreszcie byłem zmuszony się zatrzymać. Na pewno to to *nowe* paliwo.
Wracam pieszo, łapię potem jakiś przygodne moto-taxi. Ładuję trochę *lepszego* paliwa, biorę sprzet. Wracamy taksówką. Leje. Ślisko.
Na miejscu robię... tytułową kroplówkę: paliwo wlewam do butelki a stamtąd rurką do pompy. Zaczyna kręcić obiecująco. Ruszam w dalszą drogę kręcąc kierownicę prawą ręką i trzymając butelkę na zewnątrz (cieknie!) lewą. Niestety nadzieja trwała krótko. Z bólem serca postanawiam wrócić do bazy. Jest już ciemno. Ostatnie kilometry przebywam z prędkością taką, że licznik nawet nie drgnie.


Włączam agregat (nowy!), żeby podładować baterie. Z ubrania cieknie ropa. Nie ma co tego zostawiać w takim stanie. Wrzucam do pralki.
Po 10 minutach...Gdzie jest telefon?
...
Tak, to prawda.
Nie będę robił reklamy marce, ale mimo wszystko telefon się uruchomił (nie dam rady opisać wszystkiego).
***
Nazajutrz próbuje dodzwonić się do mechanika. Nie idzie. Kładziemy na ziemię bambus z anteną, robię poprawki.
Dodzwaniam się. Nie może przyjechać. Może jutro.
Gdyby chodził internet, znalazłbym może jakiś przepis na sukces. Nie chodzi.
Robię co mogę i samochód też robi co może i jak może - ale jedzie. Wolno, ale..
Postanawiam ruszyć w trasę. Wariactwo. 48km drogi.
Ruszam. Po drodze mam przynajmniej 4 bardzo silne wzniesienia (może nawet 30%). Jadę 20-30km/h. Im bardziej gazuję - tym samochód bardziej słabnie. A więc by jechać szybciej - muszę jechać wolniej. Powoli uczę się tej techniki.
Przede mną największe wzniesienie, w języku lokalnym *wzgórze orła*. Postanawiam się rozpędzić zjeżdżając, żeby jakoś wjechać na górę. Kiedy już się dobrze rozpędziłem, PUFF, w tym momencie otwiera się maska z przodu, odrywa z jednej strony i uderza w szybę. Szyba wytrzymuje (sic!) a maska się wgniata (sic!). Gdyby się urwała...na pace z tyłu miałem paru chłopaków zabranych na okazję...jadących na stojąco...
+
Przywiązaliśmy maskę kawałkiem gumy z dętki.

Zabrałem jeszcze chorego do szpitala.
Jadę dalej. Zostało 17km. Najgorsze górki za mną! Hurra!
Dojeżdżam do...hmmm. Tam był mostek, teraz jest spychacz i ... robią most. Droga odcięta! Dlaczego nie zostawiliście jakiejś informacji przy wjeździe na drodze? Patrzy na mnie...


Pozostaje: zostać w wiosce i przenocować czekając na koniec prac, wrócić do bazy albo pojechać objazdem: 160km. Jest jeszcze jeden objazd: 250km.
Którą wersję wybrałem? Oczywiście trzecią.
Wracam moimi górkami, wkraczam w krainę równin... i błot... i strumieni płynących drogą. Udaje się przejechać. Woda wlewa się do środka.


Co jakiś czas dopompowuję paliwo ręczną pompką, Toyota rusza z kopyta, by za chwilę znowu zwolnić. W jednej wiosce staje wręcz. Zaczynam się rozglądać za miejscem do spania (jest już ciemno). Pompuję - znowu rusza. I znowu górka, szeroka ledwo na 1 samochód - a z góry busik. Moja Toyota nie ma siły zrobić potrzebnych manewrów, mijamy się o milimetry. Ktoś z busika (przecież nie ma szyb) krzyczy: pere Mirek, ktos inny *dzien dobry* po polsku...Samochod znowu staje. Tym razem w błocie. Muszę wysiąść by włączyć napęd na 4 koła i dopompować.
Jadę z otwartym oknem, w którymś momencie wpada świetlik i siada sobie na mojej bluzce, spaceruje po mnie swoim zielonym krokiem. Czysta poezja...
Ok. godz. 20 docieram do asfaltu, potem do stacji benzynowej, a potem do Doumé.
Jest 21. Dostałem od kogoś z wioski gotowane ryby. Odgrzewam je szybko, zjadam, paciorek i ... odpływam...
___
Nb1. Gratuluję, jeśli dotąd dotarliście. Rzadko się tak rozpisuję, ale oprócz krótkich historyjek, od czasu do czasu taka też może dobrze zrobi.
Nb2. Brenda jest w domu i czuje się lepiej. Zatrzymałem się tylko w ośrodku by opłacić fakturę za jej leczenie.
Nb3. Samochód jest u mechanika. Niestety pompa do naprawy.
Nb4. Gdbyby ktoś pytał, to wczoraj miałem wyjechać na kilkudniową rekonwalescencję po chorobie i po nadmiarze pracy. Po raz enty moje plany w tym względzie idą w łeb. Następny ewentualny wolny termin na odpoczynek: 12 listopada.
Nb5. Bardzo dziękuję Panu Mateuszowi i jego kolegom za akcję adopcji mojej Toyoty, jaką podjęli kilka tygodni temu. Tak tak, coś takiego też istnieje. Wiele razy podczas mojej przeprawy o Was myślałem. Z wdzięcznością.
Nb6. Moja Toyota ma dziesiąty rok. Przejechałem nią po kameruńskich drogach prawie 160.000km.

(mój bohater następnego poranka)
Nb7. Mojego zdjęcia z tego poranka raczej nie pokażę. Internet obfituje już w wiele drastycznych obrazów ;)

::Skomentuj

24-10-2012 07:47
Pod kroplowka a co tu komentowac - samo zycie :)

konrad dentysta

::Skomentuj

6-11-2012 14:32
Pod kroplówką "..nie, ja nie o tym, o czym myślicie."
i bardzo dobrze, że nie "o tym".
Przyznaję, że temat solidnie mnie przestraszył. Czytając dalej ucieszyłam się, że chodzi tylko o samochód. Wiem, jak ważna jest możliwość poruszania się w tamtych warunkach, szczególnie dla Misjonarza.
Zaskoczył mnie pomysł "adoptowania samochodu", ale to jest interesujące.
Mnie w tym momencie "wpadł do głowy" pomysł - zachęcenia ludzi do odwiedzin na stronie "misja.doume.info" ze zwróceniem uwagi "adopcję samochodu". Mam nadzieję, że znajdą się kolejni chętni "rodzice adopcyjni"
Serdecznie pozdrawiam.

Janina K.

::Skomentuj



Zapraszamy do galerii:




PLN
EUR
USD
>

Czy wiesz że....

...Czy wiesz, że Polska mogła mieć kolonię w Kamerunie?

Zalazek polskiej kolonii w Kamerunie powstał w 1882 roku za sprawš polskiego podroznika i badacza Afryki, Stefana Szolca-Rogozińskiego. Spedzil on w Afryce ponad dwa lata. W 1884 r. otrzymał od tamtejszych klanów ziemię i założył polska kolonię, która miała powierzchnię zaledwie 30 kilometrów kwadratowych. Niestety kilka miesięcy pózniej, przybyli na te tereny Niemcy i Anglicy. Niemcy zaczęli w ekspresowym tempie podpisywać z tubylcami +traktaty+ i przejmować ich ziemię. Rogoziński oddal polskš kolonię pod protektorat brytyjski. Powrócil do kraju, przekazujšc kolekcje etnograficzne muzeum krakowskiemu, a antropologiczne Akademii Umiejętnosci w Warszawie. W 1885 r.zginał w Paryżu pod kołami omnibusa.
Jesli masz propozycję, sugestię, zapytanie itp.
napisz poniżej...
Napisz swój adres email, jesli chcesz otrzymywać najnowsze informacje...
 

EMO
odwiedzin od 3.2.2006