Ot, kolega misjonarz ściąga mnie z mojej drogi, bo samochód odmówił posłuszeństwa.
A tak naprawdę jest to poważna awaria która unieruchomi pojazd na długi czas..
Cóż, nic nowego..
Samochody, jak wszystko inne, się psują.
To co w tej historii jest jednak trudne, to fakt, że pojechałem po rury do studni dla jednej wioski, która poprosiła mnie o pomoc, bo mają problemy z dostępem do wody.
Samochód popsuł się 5 minut po przekazaniu rur.
A problemy z nim zaczęły się wtedy, kiedy zdecydowałem się odwieźć pod sam dom chorego, którego nie można było nawet dotknąć, przenieść, nie mówiąc o chodzeniu. Tak bardzo był obolały..
Gdybym został na drodze, nie miałbym dzisiaj problemów...
Samochód służy jako karetka, ostatnio wiozlem nim zmarłego. Wożę piach, kamienie, cement na kaplicę czy studnie.. Etc.
Znowu będzie trudniej.
Prozaiczna historia. Nie wzrusza jak los głodnych dzieci.
Ale jak o wiele trudniej pomóc potrzebującym bez środka lokomocji..
5-09-2009 15:26 Kura i koza Pisałem kiedyś o Christianne (na zdjęciu). Po przebytej w dzieciństwie chorobie jest nie w pełni sprawna ruchowo.
Dowiedziała sie, że wróciłem z urlopu (ma zwyczaj zwracania sie do mnie papà - czyli tatuś) i przyjechała na motorze z wioski oddalonej o ok. 35 km. Dziś było deszczowo, więc i podróż miała szczególne uroki..
Na motorze za kierowcą siedziała jej siostra, córeczka drugiej siostry (na zdjęciu) i Christianne, która w ręku trzymała kurę (na zdjęciu). Za nią była przywiązana ogromna kiść bananów, a za bananami przewieszona na kiju ... koza (na zdjęciu).
Zapytałem, dla kogo to wszystko, a ona na to "no jak to, dla ciebie"...
Na powitanie.
Nie ukrywam, że mnie to poruszyło. Wprawdzie pomagałem nieco Christianne, ale myślę, że innym pomogłem o wiele bardziej.
Christianne wzięła pod opiekę córeczkę zmarłej przed miesiącej siostry. Tata dziecka zmarł, kiedy mama była z nią w ciąży. Wysłałem ją od razu do dyrektorki przedszkola, żeby zajęła miejsce.
PS. Wczoraj przyjechał do mnie na motorze prosiak. Na powitanie.
1-09-2009 23:13 Kanadyjczyk. Wczoraj zauważyłem jakiegoś białego człowieka na misji (misja jest duża, jest wiele struktur, stąd nie zawsze ze wszystkimi spotykamy się osobiście). Potem dowiedziałem się, że to Kanadyjczyk przemierzający Afrykę rowerem. Rozbił ponoc namiot w garażu misji..
A dziś dowiedziałem się, że jedna z sióstr musiała go pilnie odtransportować do pobliskiego (50km) szpitala. Już wczoraj czuł się chory. A dziś stracił przytomność. Coma 2go stopnia, jak powiedziano. Udar słoneczny? Malaria?...
Jutro rano ma zostać przetransportowany samolotem do stolicy.. Módlmy się, żeby przeżył...
-0-
Dopisuję kilka dni później.
Nazywał się Kenny Shane, przejechał w ciągu 28 lat 83 kraje świata.
Wiele przeżył.
Nie przeżył naszej malarii...
-0-
Spotkałem się dzisiaj z jego siostrami, które przyleciały, aby odebrać jego ciało i chciały zobaczyć miejsca i ludzi ostatnich kilometrów jego życia.
Długo rozmawialiśmy. Wiele emocji...
Był to naprawdę niezwykły człowiek.
21-08-2009 12:42 Już po wakacjach...Witam wszystkich i pozdrawiam po baaardzo długiej wakacyjnej przerwie.
Wakacje to dla misjonarza czas odpoczynku, czas leczenia, czas odwiedzania znajomych oraz dentystów, czas zakupów...
No, ale to także czas pracy na rzecz misji, czas porządkowania spraw na które nie ma czasu w ciągu roku szkolnego, czas głoszenia, spotykania się z ludźmi, czas gromadzenia środków na najbliższe 2 lata.
Wszystkim, z którymi miałem możliwość osobistego spotkania z serca dziękuję za okazaną życzliwość.
Zaczyna się nowy rok szkolny.
A wraz z nim pielgrzymki na misję. W związku z tym odblokowujemy akcję Adopcji Serca. Zainteresowanych zapraszam do kliknięcia zakładki Adopcja Serca. Znajdziecie tam wszystkie potrzebne informacje.
8-05-2009 10:22 Mirek i Mirek Trudno nam zrozumieć z naszej perspektywy tradycję nadawania imion na pamiątkę innych osób - a jednak dla kameruńczyków i nie tylko jest to czymś naturalnym i nie dziwi. Tak więc mamy dzieci o nazwisku Jan Ozga, Józef Madloch itp.
Myślę, że chyba jednak bardziej robi na nas wrażenie, jeśli (szczególnie jest to obecne w Ameryce Południowej) słyszy się o Leninach, Marksach czy innych Stalinach.
24-03-2009 01:12 To były dni świąteczne Sledząc przez internet wątek, jaki zainteresował prasę w związku z pielgrzymką papieża do Kamerunu ręce opadają. Kameruńczycy (katolicy, protestanci, muzułmanie) przeżywali dni wizyty Benedykta XVI w swoim kraju jako wielkie wydarzenie duchowe. Najbardziej klimat pielgrzymki udzielił się mieszkańcom i przybyłym na tę okazję do stolicy gościom. Niektórzy wracali autobusami śpiewając i tańcząc ciesząc się z zaszczytu, jakiego mogli dostąpić.
Chcielibyśmy wierzyć, że kolonizacja się skończyła. Niestety. Kraje zachodnie nadal roszczą sobie prawo do decydowania za Afrykańczyków tego co dla nich dobre i złe. Odbierają im nawet radość i poczucie dumy z tak ważnego wydarzenia.
* na zdjęciu: grupa osób przy plebanii ogląda przylot papieża na telewizorze wystawionym na zewnątrz.
...Czy wiesz, że Polska mogła mieć kolonię w Kamerunie?
Zalazek polskiej kolonii w Kamerunie powstał w 1882 roku za sprawš polskiego podroznika i badacza Afryki, Stefana Szolca-Rogozińskiego.
Spedzil on w Afryce ponad dwa lata.
W 1884 r. otrzymał od tamtejszych klanów ziemię i założył polska kolonię,
która miała powierzchnię zaledwie 30 kilometrów kwadratowych.
Niestety kilka miesięcy pózniej, przybyli na te tereny Niemcy i Anglicy.
Niemcy zaczęli w ekspresowym tempie podpisywać z tubylcami +traktaty+ i przejmować ich ziemię.
Rogoziński oddal polskš kolonię pod protektorat brytyjski.
Powrócil do kraju, przekazujšc kolekcje etnograficzne muzeum krakowskiemu,
a antropologiczne Akademii Umiejętnosci w Warszawie.
W 1885 r.zginał w Paryżu pod kołami omnibusa.
Jesli masz propozycję, sugestię, zapytanie itp. napisz poniżej...
Napisz swój adres email, jesli chcesz otrzymywać najnowsze informacje...