DOUME Misja w Kamerunie
Aktualnosci O nas Adopcja serca Wolontariat Akcja GAPO Galeria Forum Kontakt

 
Aktualnosci
<<< Następne
1-01-1970 01:00
Słabe zdjęcie..
.. Słaba historia..


Ot, kolega misjonarz ściąga mnie z mojej drogi, bo samochód odmówił posłuszeństwa.
A tak naprawdę jest to poważna awaria która unieruchomi pojazd na długi czas..

Cóż, nic nowego..
Samochody, jak wszystko inne, się psują.

To co w tej historii jest jednak trudne, to fakt, że pojechałem po rury do studni dla jednej wioski, która poprosiła mnie o pomoc, bo mają problemy z dostępem do wody.
Samochód popsuł się 5 minut po przekazaniu rur.

A problemy z nim zaczęły się wtedy, kiedy zdecydowałem się odwieźć pod sam dom chorego, którego nie można było nawet dotknąć, przenieść, nie mówiąc o chodzeniu. Tak bardzo był obolały..

Gdybym został na drodze, nie miałbym dzisiaj problemów...

Samochód służy jako karetka, ostatnio wiozlem nim zmarłego. Wożę piach, kamienie, cement na kaplicę czy studnie.. Etc.
Znowu będzie trudniej.

Prozaiczna historia. Nie wzrusza jak los głodnych dzieci.
Ale jak o wiele trudniej pomóc potrzebującym bez środka lokomocji..

:: komentarzy ::Skomentuj

28-07-2014 22:13
4h10 Pozostał do pokonania ostatni odcinek, by dotrzeć do właściwej misji: 48km. Z różnych powodów musiałem się tam wybrać dopiero wieczorem, po 19.
Już po pierwszych śliskich kilometrach wiedziałem, że nie dojadę szybko.
A po 18 km ujrzałem to:


Właściwie, gdy tylko zobaczyłem, co się dzieje, zacząłem już w myślach przygotowywać się do noclegu w samochodzie.
Samochód (jaki samochód zresztą, to było to, co zostało z samochodu) który utknął przede mną, nie miał hamulca, miał za to problemy z odpaleniem. Zablokował całą (śliską) drogę. Najczęściej w takich sytuacjach podpinamy linę i ciągniemy. Tak też zrobiliśmy i tym razem. Dodatkowo chłopaki pchali. Ale ponieważ byłem na zjeździe i wpadłem w śliskie koleiny, miałem trudności z cofnięciem pod górkę nawet sam, bez obciążenia. Chłopaki próbowali ręcznie usunąć sprzęt, by zrobić przejazd. Niestety.

Po godzinie podjechał inny samochód, z drugiej strony i po kolejnych 20 minutach udało się ustawić trupa w rowie.
Podkopaliśmy trochę koleiny i cudem udało mi się przecisnąć obok 2 kolegów.
Zabrałem jeszcze na pakę matkę z 2 dzieci (w tym niemowlak na plecach) i w drogę.


Po 12 km...Puf. Samochód wpadł jednym kołem w dół tak wielki, że nie było szans wyjechać o własnych siłach.
Matka dwójki dzieci zeskoczyła, by pchać. Sama nie dała rady. Ktoś jeszcze się dołączył i…. przy smrodzie sprzęgła wyskoczyłem.

Po kolejnych 10 km zostawiłem matkę z dziećmi w jej wiosce.
Uff. Jeszcze tylko 8 km.
Aż tu nagle….na stromym podjeździe widzę przed sobą światła stojącego przede mną pojazdu.

Podjechałem…pytam co się stało. Ciężarówka, obciążona do granic możliwości bananami nie dała rady wspiąć się na to jedno z bardziej stromych wzniesień na całej drodze. Mieli zamiar obudzić chłopaków ze wsi rano. Ok, mówię, idę spać.
Zbliżała się 23.
Z drugiej strony podjechał inny chętny, by przejechać. Zobaczywszy, co się dzieje, wszczął awanturę, pani z samochodu nie dała za wygraną, i odgryzała się coraz głośniej. Zjechałem trochę niżej górki, by lepiej mi się spało.

W końcu jednak (może ze względu >na białego< ) ci z ciężarówki poszli obudzić chłopaków ze wsi, którzy zaczęli rozładowywać banany. Co jakiś czas szofer próbował ruszyć. Z pracy silnika wywnioskowałem, że najprawdopodobniej nie miał (przynajmniej) jedynki…
Po którejś próbie i po kolejnym rozładowanym ciężarze wreszcie moja przeszkoda ruszyła z miejsca.
Tak więc nici ze spania na drodze. Po 4 godz. 10 min. podróży pokonałem wreszcie moje 48km.

::0 komentarzy ::Skomentuj

25-07-2014 12:58
Czekała już na mnie...

... ...

Jak to kto?
Ona...

Po każdym urlopie, kiedy otwieram pokój ona już tam jest.
Czekała na mnie dzień po dniu.

Kto?
Spójrzcie na zdjęcie.
Lewy but został nieco przetarty, aby móc docenić JĄ a właściwie JE:
wilgoć i pleśń.
Nierozłączne siostry tropiku.

Nawet stół przykryty był szarawą patyną.

Po kilku dniach siostry odeszły.

Powrócą, kiedy znów wyjadę. Choćby na kilka dni.

::0 komentarzy ::Skomentuj

6-07-2014 09:10
Powrót Czas *ładowania baterii* powoli się kończy. Zaczynam pakować bagaże, i na nowy szykuję się bój.
Obawiam się, że zastanę moich Kameruńczyków w nie najlepszych nastrojach.
Ich ekipa przegrała w złym stylu wszystkie mecze na mundialu. (A piłka nożna, to nie tylko narodowy sport, to wręcz narodowa religia mojej drugiej ojczyzny).
Na dodatek kiedy rodacy dowiedzieli się, jaką za tę przegraną każdy z piłkarzy otrzymał premię (większość zwykłych śmiertelników przez całe życie nie zobaczy takich pieniędzy), niewiele brakowało, by doprowadziło to do niepokojów społecznych.
Poza tym od 1 lipca podniesiono ceny paliwa, co też rodzi niezadowolenie, a nawet groźby strajków (ostatnia taka sytuacja miała miejsce w 2008 r.; skończyła się pacyfikacją...).
No, ale ja jadę do mojego lasu z pozytywnym nastawieniem.
Niektórzy pytają, czy mogą coś dorzucić do bagażu.
Oczywiście, najchętniej po kilka zdrowasiek.
A poza tym, jak już to wcześniej bywało, jeśli komuś poniewierają się po szufladach sprawne zegarki, komórki (bez simlocka), okulary do czytania- to czemu nie? Postaram się zabrać. Na pewno wszystko to się przyda.
Można wysłać na adres:
ul.Młyńska 23/25
26-612 Radom
Tak, by dotarło przed 20 lipca.
Z góry dziękuję.

::0 komentarzy ::Skomentuj

20-05-2014 15:14
25 lat
Dziś wpis bardziej osobisty.

Dokładnie 25 lat temu, mniej więcej o tej właśnie porze,
bardzo przeżywałem fakt, że zostałem właśnie świeżo wyświęconym księdzem. Pamiętam z tego czasu przede wszystkim to, że bardzo byłem tym faktem przejęty.

Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że za 25 lat będę tam, gdzie dziś jestem, że będę miał za sobą taką, a nie inną historię, nie uwierzyłbym.

A dziś dziękuję Opatrzności za to, jak bardzo niezwykłe przewidziała dla mnie życie

ks.Mirek

::1 komentarz ::Skomentuj

9-05-2014 14:52
Witamy w Europie. Witamy w wielkim swiecie! No wiec wyjechalem z mojej +dziczy+. Potrzeba odpoczynku narzucala sie z juz coraz wieksza sila.
Zasiadlem w samolocie. Cialo wyczulo, ze czas zaczac sie odprezac...Zaczely mijac dlugie minuty..kwadranse...
W ktorejs chwili ogloszenie: prosimy pasazerow o opuszczenie pokladu wraz z bagazami; odbedzie sie ponowna kontrola. Ze niby jakas niezydentyfikowana paczka. Ze ktos chcial wejsc bez kontroli. Rozne wersje, spekulacje...
Wylatujemy z 2 godzinnym opoznieniem. O polnocy. Patrze na zegarek: czy zdaze na polaczenie z Polska?

Bruksela. Stolica Europy. Oglaszaja ze bedziemy wychodzic w grupachl po 20.
Kiedy wychodze w mojej grupie, widze ze dzien dobry w stolicy Europy mowia nam... psy obwachujace przenosne bagaze.
Po obwachaniu czekamy na kolejne komendy. W ktoryms momencie kaza isc. Nikt nic nie tlumaczy. Udziemy prawie w ciszy bardzo dlugim korytarzem, na koncu ktorego policja sprawdza paszporty.

Kazdy paszport jest kontrolowany z lupa przez bieglego, ktory ocenia jego autentycznosc i skanuje.
Kazdy pasazer jest fotografowany. Jest jeden aparat (samolot ok 300miejsc). Ludzie traca cierpliwosc. Krzyki. Ktos sie czuje taktowany jak za kolonizacji. Leca tekstu typu +ze nie byloby tak gdyby nie to ze samolot leci z Afryki+ (cytuje delikatniejsze zwroty) Dostalem nowy bilet. Dochodze do okienka na kilka minut przed wylotem samolotu.
Biegne..jeszcze kontrola bagazy..znowu biegne. Dobiegam do bramki gdzie dowiaduje sie, ze zostala zamnknieta 3 minuty wczesniej. Jest godz. 12.
Bilet zostaje przepisany na ... wieczor.
Korzystam wiec z chwilowo wolnego czasu by opisac te podroz. Mam nadzieje ze dolece jeszcze dzis I ja I bagaze.
Jestem w podrozy od ponad 30godzin.
Niech zyje wypoczynek!

PS. Dopisuje dzien potem:
Przejrzałem kilka serwisów internetowych, które piszą o moim locie. Ponoć zatrzymano 2 osoby, mające lecieć do USA, w których iPadach znalezione podejrzane substancje. Póki co są one jeszcze badane. Ale to, czego doświadczyłem, było to otarcie się o walkę z terroryzmem.

Kilka dni wcześniej zatrzymano na lotnisku w Douala (w Kamerunie) kogos kto mial srodki wybuchowe w bagazu.

Na pólnocy kraju tego samego dnia sekta islamska Boko Haram wysadzila w powietrze most laczacy Kamerun z Nigeria. Kilka dnia wczesniej zabila ona ok. 300 osob (w Kamerunie), a jeszcze kilka dni wczesniej, porwala ponad 200 dziewczat, zeby jak to ogloszono, sprzedac je na targu niewolnikow.

Na razie moje strony są spokojne. Oby nie tylko *na razie*

::1 komentarz ::Skomentuj

Poprzednie >>>


Zapraszamy do galerii:




PLN
EUR
USD
>

Czy wiesz że....

...Czy wiesz, że Polska mogła mieć kolonię w Kamerunie?

Zalazek polskiej kolonii w Kamerunie powstał w 1882 roku za sprawš polskiego podroznika i badacza Afryki, Stefana Szolca-Rogozińskiego. Spedzil on w Afryce ponad dwa lata. W 1884 r. otrzymał od tamtejszych klanów ziemię i założył polska kolonię, która miała powierzchnię zaledwie 30 kilometrów kwadratowych. Niestety kilka miesięcy pózniej, przybyli na te tereny Niemcy i Anglicy. Niemcy zaczęli w ekspresowym tempie podpisywać z tubylcami +traktaty+ i przejmować ich ziemię. Rogoziński oddal polskš kolonię pod protektorat brytyjski. Powrócil do kraju, przekazujšc kolekcje etnograficzne muzeum krakowskiemu, a antropologiczne Akademii Umiejętnosci w Warszawie. W 1885 r.zginał w Paryżu pod kołami omnibusa.
Jesli masz propozycję, sugestię, zapytanie itp.
napisz poniżej...
Napisz swój adres email, jesli chcesz otrzymywać najnowsze informacje...
 

EMO
odwiedzin od 3.2.2006